Wstęp
Był zimny dzień majowy i zegary biły trzynastą. 17 maja 2017 roku postanowiłem założyć bloga o tematyce książkowej. Pragnąłem nie utopić się we wszystkich już obecnych w sieci stron o podobnej tematyce. Mam nadzieję, że udało mi się wnieść coś swojego do książkowej blogosfery.
Pierwsza rocznica bloga jest jak pierwsza przeczytana seria książkowa (u mnie to chyba był Pan Samochodzik). Znam całą serię, więc mogę powiedzieć, że już coś wiem o świecie literatury. Zaczynam coraz bardziej orientować się w blogosferze książkowej, piszę lepsze teksty. Jednak wciąż wiele brakuje mi do doskonałości.
Pierwszy rok
Pierwszy rok minął stanowczo zbyt szybko. Zdążyłem jednak napisać kilka tekstów, z których jestem szczerze zadowolony, ale także tych, na które nie mogę patrzeć bez zażenowania. To fascynujące, że recenzja, na której w chwili publikacji podpisuję się rękami i nogami, kilka miesięcy później wydaje się być grafomańskim koszmarem. Na większość starszych notek nie mogę w chwili obecnej patrzeć. To chyba dobrze, bo dzięki tym kilkunastom paździerzom dostrzegłem błędy w moim sposobie pisania i w miarę możliwości zacząłem je poprawiać. Jako że dopadła mnie prokrastynacja (a także z wrodzonego lenistwa) postanowiłem nie publikować tego wpisu w rocznicę napisania pierwszego postu, a kilka dni później.
Jestem wzruszony wszystkimi komentarzami pod wpisami. Dziękuję za to, że nie dość, że przeczytaliście te notki, to jeszcze chciało Wam się Wam pisać komentarze. Bardzo miło czytało mi się je wszystkie. Bardzo cenne były dla mnie te napisane przez innych blogerów – przekonałem się dzięki nim, że inni twórcy internetowi w jakiś sposób doceniają moją pracę.
Piszę recenzje i inne teksty już rok, ale co mnie do tego skłoniło? Postanowiłem zadać sobie kilka pytań na temat mojej radosnej twórczości. Odpowiedzi znajdziecie poniżej.
Co skłoniło mnie do założenia bloga?
Powodów było kilka. Po pierwsze, miałem wielką potrzebę dyskutowania i dzielenia się ze światem moją opinią na temat książek. Na przestrzeni tego roku nie ograniczałem się wyłącznie do literatury. Napisałem recenzję serialu, gry, tekst okołofilmowy, którego raczej nie mogę nazwać felietonem oraz dwa serialowe podsumowania, w których dzieliłem się z Wami moimi krótkimi opiniami na temat obejrzanych przeze mnie produkcji. I, szczerze mówiąc, to właśnie teksty inne niż te o literaturze pisało mi się najlepiej. Czerpałem z nich także dużą satysfakcję, choć często potrzebowały sporego researchu. W przyszłości mam nadzieję pisać coraz więcej notek tego typu – moją wymarzoną proporcją pozaliterackich wpisów do tych książkowych wynosi 1:1. Być może uda mi się ją osiągnąć na wakacjach, gdyż będę miał wtedy więcej czasu na kulturę, a szaleństwo maturalne będzie jeszcze dosyć odległe.
Drugi powód był niezwykle prozaiczny. Jeden z moich znajomych pisał krótkie teksty do portalu o wrestlingu, więc pomyślałem, że skoro on może, to ja też! Chciałem także szlifować swoje umiejętności pisarskie, bo zauważyłem, że jest to jedna z rzeczy, które wychodzą mi całkiem znośnie. W przyszłości zamierzam wybrać studia polonistyczne, by jeszcze bardziej ulepszyć swoje umiejętności pisania tekstów.
Z jakich tekstów jestem najbardziej dumny?
W poniższym zestawieniu chciałbym wyróżnić cztery notki. Tylko jedna z nich to recenzja książki (co potwierdza to, że najlepiej wychodzą mi wpisy całkowicie lub częściowo nieliterackie). W kolejności chronologicznej będą to:
- Rola kotów w popkulturze – notka zrodzona z mojej miłości do tych zwierząt oraz szeroko pojętej popkultury. Opisuję w niej rozmaite przykłady kotów, które wywarły duży wpływ na dzieło, w którym występowały. Udowadniam, że nie są one zwykłymi bohaterami drugoplanowymi – to zwierzęta, którym twórcy przypisują niezwykłe znaczenie. Jestem najbardziej zadowolony z doboru tekstów kultury, szczególnie z wiersza Szymborskiej. Nigdy wcześniej nie przyszłoby mi na myśl, by czytać jej wiersze na własną rękę. Dzięki wpisowi mogłem poznać chociaż jeden jej wiersz spoza kanonu szkolnych lektur.
- To! – niezły horror, ambitna adaptacja? – oceniam tamże filmową adaptację prozy Stephena Kinga i spluwam siarczyście, ale z pewnym szacunkiem do Curry’ego, na miniserial z 1990 roku. Pokazuję dlaczego Pennywise i Beverly to najlepiej obsadzone postacie oraz rozważam, czy dobra adaptacja prozy Kinga może być jednocześnie dobrym horrorem. To jeden z pierwszych tekstów rozmyślaniowych, które napisałem na blogu. Był pewnego rodzaju kamieniem milowym. Wcześniej sądziłem, że porównywanie dwóch dzieł kultury to za duży prób na moje nogi. Okazało się jednak, że nie poszło mi tak źle.
- 10 absurdalnych myśli (czyt. 2017 rok w pigułce) – czyli pełne ironii podsumowanie 2017 roku. Ten tekst jest najdłuższy ze wszystkich. To właśnie z niego jestem najbardziej dumny i często lubię doń wracać. Konspekt do niego pisałem grubo po północy, co miejscami widać bardzo wyraźnie. Zdołałem jakoś zmieścić w nim moje rozważania popkulturowe z 2017 roku. Najbardziej jestem zadowolony z języka, którym napisałem tę notkę. Chyba nigdy później nie udało mi się osiągnąć tak specyficznej mieszanki ironii i kąśliwości (oraz powtórzeń i błędów interpunkcyjnych). To prawdziwy crème de la crème tego bloga, zajrzyjcie koniecznie.
- Droga królów – Brandon Sanderson [Recenzja] – tekst, w którym udowadniam, pozłacam i stawiam pomniki genialności twórczej Brandona Sandersona. To recenzja, z której jestem najbardziej dumny, ponieważ była trudna do napisania. Skondensowanie tych setek stron w jednym, niezbyt długim tekście było prawdziwym wyznaniem. Mam wrażenie, że wyciągnąłem odpowiednie wnioski, chociaż jestem pewien, że gdybym przeczytał książkę jeszcze raz, byłoby tego więcej. A zresztą, sami zadecydujcie, czy recenzja Drogi Królów mi wyszła – wystarczy kliknąć na link, przeczytać i napisać komentarz (nie żebym do czegoś zmuszał 😛).
Czego żałuję?
Dosć już tego słodzenia. Jest mnóstwo rzeczy, które nie wyszły mi podczas prowadzenia tego bloga. Często wynikały one z mojego lenistwa, nieumiejętnej organizacji czasu, czy słomianego zapału. Chciałbym wyróżnić cztery, których najbardziej żałuję:
- Brak regularności – jednym z najgorszych błędów, jakie popełniłem, był brak regularności w publikowaniu wpisów. Na początku ukazywały się one co cztery dni, potem co pięć, aż w końcu co tydzień. Siedem dni na napisanie jednego wpisu to naprawdę sporo czasu. Jednak czasami zwyczajnie nie mam pomysłu, nie przeczytałem nic godnego uwagi, mam za dużo nauki, itd. Powodów może być milion, ale w większości była to zła organizacja czasu i zatracenie się w prokrastynacji. W przyszłości postaram się być bardziej regularnym oraz napisać w końcu kilka wpisów na zapas.
- Niedokończone serie – Książkowe wspomnienia oraz Seria harcerska leżą i kwiczą już od ponad pół roku. Za tę drugą na pewno się nie zabiorę, ponieważ nie chodzę już na zbiórki i nie jestem czynnym harcerzem. Książkowe wspomnienia czeka wielki powrót – gdy tylko zasiądę do pisania wielkiego i bardzo obszernego wpisu z tej serii. Mam nadzieję, że ukaże się on już w czerwcu. Mam już na niego pomysł, research także został już przeprowadzony. Planuję zmianę formatu tej serii na nieco bardziej wspominkowy. Do tej pory podchodziłem do omawianych książek bardzo recenzencko, co kłóciło się z założeniami serii. Mam nadzieję, że nowy format Wam się spodoba 😉
- Złe, nieprzemyślane recenzje – chociaż od początku istnienia bloga staram się poprawiać swój sposób pisania tekstów (i nie chodzi tu tylko o recenzje), zdarzają się potworki, których opublikowania szczerze się wstydzę. Jedną z takich abominacji jest recenzja książki Player One, którą wychwalałem pod niebiosa nie zwracając uwagi na jej oczywiste wady. Shame on me. Była to druga recenzja na tym blogu i oczywiście mogę się zasłaniać niedoświadczeniem i niskim poczuciem krytycyzmu wobec czytanych pozycji, jednak nie mogę ścierpieć tego, że nie dostrzegłem tak widocznych wad tej książki. Cóż, najwyraźniej w tamtym momencie uznałem, że podoba mi się ta pozycja. Zmieniłem zdanie od tamtej pory, jednak wciąż sądzę, że Player One była dla mnie w jakiś sposób ważną książką.
- Małe zaangażowanie w media społecznościowe – mój udział w blogowych social mediach dotychczas sprowadzał się jedynie do wrzucania linków do nowych postów na funpage oraz grupy czytelnicze/blogerskie. Od stycznia prowadzę instagramowy profil, na którym co jakiś czas wrzucam zdjęcia oraz Goodreads, jednak czuję, że to za mało. Bardzo mała jest także moja aktywność na Twitterze. Brak czasu i chęci, ot co. Od tej chwili co jakiś czas postaram się wrzucić jakąś ciekawą relację na Instastory, napisać post na Facebooku lub status na Twitterze. Obserwujcie mnie więc w mediach społecznościowych, bo jest całkiem spora szansa, że w tym roku będę się do ich prowadzenia przykładać o wiele bardziej niż wcześniej.
Jakie korzyści przyniosło mi prowadzenie bloga?
Przede wszystkim piszę o wiele lepiej niż rok temu. Gdy patrzę na pierwsze wpisy (notka powitalna…) włosy stają mi dęba i czuję wielkie zażenowanie. Cieszę się niesamowicie, że napisaliście tyle wspaniałych komentarzy – wspólne dyskutowanie o książkach i kulturze to wspaniałe doświadczenie. Dziękuję Wam wszystkim i każdemu z osobna. Rozmowa z Wami wciąż przysparza mi mnóstwo radości z blogowania. Za każdym razem, gdy klikam przycisk Opublikuj czuję ten sam dreszcz podniecenia i satysfakcji, co za pierwszym razem. I jak za każdym razem, gorączkowo sprawdzam, czy wszystko poprawnie ustawiłem i napisałem. Cieszę się, że codziennie ktoś jest na blogu i czyta jakiś wpis. Dajecie mi dużą dawkę motywacji do pisania.
Poza powyższymi doświadczeniami, które były dla mnie najcenniejsze w blogowaniu, miałem także kilka materialnych korzyści z prowadzenia bloga. W ramach współpracy z wydawnictwami zrecenzowałem 3 książki. Uważam to za mały sukces. Jestem w trakcie czytania czwartej książki w ramach współpracy i już nie mogę się doczekać, by Wam o niej opowiedzieć. Poza egzemplarzami recenzenckimi wygrałem także kilka pozycji w rozdaniach, co było niebywałym uśmiechem losu. Sam zamierzam w przyszłości przeprowadzić rozdania – mam nadzieję, że dojdą one do skutku w ciągu kilku najbliższych miesięcy.
Czy będę pisać dalej?
Myślę, że odpowiedź jest oczywista. Wciąż mam dużo zapału do pisania kolejnych wpisów i nie zamierzam przerywać prowadzenia bloga po roku. W przyszłym roku, z racji matur i przygotowań do nich, będę pewnie pisać nieco mniej, jednak wpisy wciąż będą się pojawiać.
Cóż, to już chyba wszystko. Uff, ależ to był emocjonalny wpis. Miło mi, że dotrwaliście aż do tego momentu. Długo nie mogłem się przekonać do napisania podsumowania, ale kiedy w końcu się przemogłem, przelałem wszystkie myśli na temat tego roku do komputera w jedno popołudnie. Za tydzień na blogu ukaże się pierwsza recenzja biografii, a w ciągu miesiąca reaktywuję serię Książkowe wspomnienia.
Wszystkie urocze obrazki z tego wpisu pochodzą z serwisu Pixabay.
Niedawno też obchodziłam pierwszą rocznicę, więc ostatnio również miałam okazję do takiej refleksji. Gratuluję wytrwałości 🙂 Część naszych spostrzeżeń po tych pierwszych dwunastu miesiącach – u mnie to przede wszystkim brak zaangażowania na innych platformach (chociaż postanowiłam, że od tego roku zacznę nad tym pracować). Myślę, że wszystko przychodzi z czasem. Najpierw trzeba się nauczyć pisać takie teksty, z których samemu jest się zadowolonym, żeby potem móc atakować internautów swoją twórczością także na innych platformach 😀 Fajnie, że widzisz jakiś postęp, życzę wytrwałości!
Dziękuję za bardzo miły komentarz. Przede mną jeszcze sporo pracy nad moimi tekstami. Potrzebuję dużo czasu, żeby wyrobić sobie porządne pióro i pisać coraz lepsze teksty. Mam nadzieję, że za rok będę choć trochę bardziej zadowolony z mojej twórczości. Tobie także życzę wytrwałości – 100 wpisów na rok to dla mnie jak na razie niewyobrażalna ilość. Życzę nam obu kolejnego owocnego w notki roku 😀