Historia kołem się toczy. I to nie tylko w książce To Kinga. W pierwszej recenzji książki na tym blogu (przechodzą mnie dreszcze zażenowania, gdy na nią patrzę) oceniałem gigantycznych rozmiarów tomiszcze Mistrza i wspomniałem o przygotowywanej adaptacji. I oto przed Wami moja subiektywna ocena owego filmu. Wiem, że jest już dawno po premierze, ale dopiero ostatnio miałem czas na jego obejrzenie.
Podczas seansu doszedłem do kilku wniosków. Przede wszystkim It nie jest perfekcyjnym odwzorowaniem historii z książki. Nie jest więc ekranizacją, tylko adaptacją. Czy to źle? Ależ oczywiście, że nie. Jest ku temu kilka powodów. Wierne odtworzenie horroru Kinga na ekranie musiałoby trwać gargantuiczną ilość czasu. W książce jest po prostu zbyt wiele wątków, by wiarygodnie ukazać każdy z nich. W filmie znajdziemy więc bardzo okrojoną wersję książki. Posunę się krok dalej i powiem, że It bardzo luźno bazuje na książkowym pierwowzorze i stara się z niego wycisnąć jak najwięcej ciekawych scen. Adaptację i tak podzielono na dwie części. W 2019 ujrzymy It: Chapter Two, w którym będziemy obserwować losy dorosłych bohaterów.
Ukazanie w filmie wszystkich faktów i historii dotyczących mieszkańców Derry byłoby zwyczajnie nudne. O Kingu mówi się jako o mistrzu horroru. Ja jednak nazwałbym go mistrzem książek obyczajowych. W pierwowzorze bowiem nie występują tylko i wyłącznie straszne sceny. Owszem, każdy z dzieciaków spotyka klauna po kilka razy i jest to dokładnie opisane, ale wszystko to przykrywa gruba warstwa obyczajowości. Składają się na nią poboczne historie dotyczące miasta, mieszkańców, budynków i wydarzeń, jakie się tam działy. Są one miejscami opisane aż zbyt dokładnie. Przykładowo, King postanowił opisać genezę obfitych gazów jelitowych pewnych łobuzów na kilku stronach. Dowiedzieliśmy się, skąd pochodziła fasola, którą wcześniej zjedli, jaki związek miała z nimi osoba, która ją ugotowała, po co i jak to robili to, co robili. A wszystko, to by ukazać orientację seksualną jednego z chłopców. Nie ma się co dziwić, że It liczy sobie ponad 1000 stron.
Zbytnie wzorowanie się na książkowym pierwowzorze nie tylko zrujnowałoby horrorowy potencjał filmu, ale także kompletnie zniszczyłoby wizerunek antagonisty. Ci, którzy czytali książkę, z pewnością przyznają mi rację. Filmowy Pennywise jest o wiele bardziej przystępny i… ludzki dla widza, niż potwór, jakiego stworzył King. Oglądając It możemy przez większość czasu wyobrażać sobie klowna jako człowieka, nie bezdusznego potwora. Głębia zła tej postaci została ukazana w filmie bardzo powierzchownie: a to wciągnie kogoś do ścieku, a to przestraszy, czy porwie. Nie zrozumcie mnie źle! Filmowy Pennywise jest jak najbardziej straszny i groteskowy, jednak uczucia te wypływają jedynie z jego wyglądu i zachowania. Tymczasem w książce jego geneza, walka z dobrem i całe zło, jakie sobą reprezentuje są ukazane bardzo dobitnie.
Na temat aktorki grającej Beverly Marsh powiedziano już tyle, że dodam tylko, że jest cudowna. Dziękuję bardzo. Pozostałe postacie spisują się nieco gorzej (może poza Pennywisem), ale trzymają dobry po poziom. Mamy ostatnio wysyp produkcji ze świetnie obsadzonymi dziecięcymi rolami i It zdecydowanie jest jedną z nich. Niestety, skondensowanie historii spowodowało, że Frajerzy nie są ukazani jako indywidualności. Każdy z nich posiada coś, co odróżnia go od innych, jednak w ostatecznym rozrachunku nie wystarcza to, by ukazać ich jako osobne postacie. Najwięcej czasu dostali Bill i Beverly i to ich poznajemy najlepiej. Reszta jest zaś dosyć wyblakła.
Bill Skarsgård jako Pennywise spisuje się bardzo dobrze. Byłem zauroczony jego grą aktorską i oryginalną mimiką, świetnie wpisującą się w postać klowna. Podczas seansu miałem wrażenie, że został on stworzony do odgrywania roli antagonisty. I ten morderczy, szeroki uśmiech! Bill Skarsgård spisał się świetnie i w moich odczuciach dorównał samemu Curry’emu, który odgrywał rolę klowna w miniserialu z 1990 roku. Muszę jednak przyznać, że od tamtego czasu wizja postaci klowna uległa znaczącym zmianom. Przestał on być czymś na pierwszy rzut oka nienaturalnym, strojącym sobie żarty z grupy dzieciaków. Stał się zwyczajnym klownem z makijażem rodem z salonu szalonej kosmetyczki. Swoją potworność okazywał tylko w niektórych scenach.
Zasadniczo uważam jumpscary za bardzo prymitywny sposób straszenia. Zbyt dużo było tandetnych horrorów, które wykorzystywały w nadmiarze ten środek do straszenia widzów. Uważam jednak, że użycie jumpscarów w It jest uzasadnione fabularnie. Otóż w książce klown straszył niespodziewanie. Powodował paniczny lęk wywołany atakiem z zaskoczenia. Sądzę więc, że w It straszenie w ten sposób jest całkowicie uzasadnione. I w dodatku zostało to zrobione bardzo dobrze.
It nie jest więc ani słabym horrorem, ani dokładnym odwzorowaniem wydarzeń z książki. Co jednak utrzymuje mnie w przekonaniu, że jest to bardzo dobry film? Przede wszystkim gęsty klimat, w którym utrzymany jest film, znakomite aktorstwo i dialogi. Zachęcam do przeczytania książki, choć może to stanowić spore wyzwanie.
Źródło obrazka wyróżniającego: Link
oglądałam, oczywiście jak bedzie druga część tez obejrze. jestem ciekawa ksiazki, chetnie bym przeczytala.
Książka nie jest zbyt straszna, ale ma kilka bardzo dobrych momentów. To wielkie tomiszcze, dobre na majówkę. Myślę, że druga część będzie tak samo dobra jak pierwsza, choć mam wobec niej małe obawy.
Bardzo fajnie, że zwracasz uwagę na rozróżnienie adaptacja-ekranizacja. Wiele nieuków traktuje te pojęcia wymiennie, myśląc, że znaczą dokładnie to samo, to się chwali. Nowe filmowe „To” uderza klimatem w podobne tony co Stranger Things, troszkę odwołuje się do nostalgi widza.
Bardzo mi się ten nowy film podobał, nie był idealnym odwzorowaniem książki i bardzo dobrze, bo wcale nie musiał. Reżyserowi, w mojej opinii, udało się wyjąć z książki główne założenia, co lepsze pomysły i zręcznie przenieść je na ekran. I choć straszenie w „To” opiera się o jump scare, to jest to skuteczna metoda dostarczenia widzowi mocnych wrażeń, a to przecież w filmie grozy chodzi. Bardzo pozytywne doświadczenie. A! I zgadzam się, że aktorka wcielająca się w Beverly była fantastyczna 😉
Dziękuję 😎. Byłem bardzo zadowolony, że w filmie ograniczono wątki obyczajowe na rzecz tych strasznych i paranormalnych. Mam wrażenie, że trochę bardziej niż w książce wyeksponowano postacie dorosłych i to, jaki wpływ miało na nie To. Sophia Lilis wcielająca się w Beverly zagrała ostatnio w serialowej adaptacji „Ostrych przedmiotów”. Cudowanie ogląda się ją na ekranie! Mam wrażenie, że ta aktorka została stworzona właśnie do takich ról – dziewczyn radzących sobie z życiem pomimo dużych problemów rodzinnych.