Red, White & Royal Blue – Casey McQuiston [Recenzja]

Red, White & Royal Blue to utopia na miarę naszych czasów, a zarazem eskapizm, na jaki wszyscy zasługujemy.

Rozwódka latynoskiego pochodzenia zostaje prezydentką Stanów Zjednoczonych, a jej syn zakochuje się w brytyjskim księciu. Nawet osobie średnio zorientowanej w sytuacji, jaka panuje w USA trudno jest uwierzyć w taki scenariusz. Autorka porzuca realizm zdarzeń dla cukierkowo-słodkiej, choć mającej też w sobie szczyptę goryczy, historii już przy pierwszych kilkudziesięciu stronach. Z radością rzuca czytelnikowi wszelkie schematy typowe dla tego typu powieści – choćby to, że kochankowie byli największymi wrogami, a połączyło ich jedno, dosyć przypadkowe i niezręczne wydarzenie.

Sytuację poprawiają całkiem nieźle rozpisani bohaterowie – irytujący, ekstrawertyczny Alex i neurotyczny introwertyk Henry. „Przeciwieństwa się przyciągają? Tego jeszcze nie grali!” – zaraz ktoś zakrzyczy. W tym jednak przypadku bohaterowie składają się z więcej niż dwóch cech charakteru – oraz tego, że nie są hetero, co zdaje się być według niektórych autorów jedyną wymaganą cechą tego typu postaci. Nocne rozmowy i wspomnienia Aleksa ujawniają traumy tkwiące w bohaterach, które nieraz nie pozwalają im postąpić słusznie. Wielkim plusem są zabawne i sarkastyczne dialogi, których autentyczność łamie się jednak w momentach, gdy ci ni stąd, ni zowąd w niewymagających tego sytuacjach używają swoich pełnych imion i nazwisk.

Pełną naturalność autorka osiąga w rozmowach między członkami rodziny prezydenckiej, które są niczym wyjęte z życia codziennego zwyczajnych ludzi. Słownik rodzeństwa obfituje w skróty, błyskotliwe odniesienia do popkultury, a nierzadko też przekleństwa i wszystkie te środki nie przyprawiają – tak jak ma to miejsce w nędznych imitacjach slangu nastolatków umieszczanych np w gazetach- o ciarki żenady. Na pewno sprzyja temu umieszczanie w tekście maili czy fragmentów rodzinnej konwersacji grupowej prowadzonej gdzieś w internecie (w domyśle – na Messengerze, WhatsAppie czy innej tego typu platformie). W tej językowej lekkości oraz autentyzmie widzę zasługę tłumaczki Emilii Skowrońskiej, która nie wahała się użyć takich słów jak choćby „gównoburza”, zaś wszystkie odniesienia do amerykańskiej kultury i społeczeństwa starała się oddać tak, by polski czytelnik domyślił się o co chodzi.

Jeśli zaś chodzi o sceny seksu, to zostały one napisane z dużą dozą dobrego smaku. Nie są to jednak opisy urywające się na nieco dłuższym pocałunku. Autorka zręcznie przemieszcza się między tym, co dzieje się w wymiarze psychicznym oraz fizycznym bohaterów. Mimo tego, że scen seksu jest tutaj całkiem sporo – choć oczywiście nie mam zbyt wielkiego porównania – to nie są tym, na czym autorka koncentruje się najbardziej. Duży nacisk postawiono tutaj na sferę emocjonalną, zarówno w relacji Alex-Henry, jak i Alex-reszta rodziny. Trochę zabrakło mi tutaj nieco bardziej dogłębnego spojrzenia na rodzinę brytyjskiego księcia – ta sfera nie została całkowicie pominięta, jednak nie wyeksploatowano jej na tyle, bym czuł się w pełni usatysfakcjonowany.

W dzisiejszych czasach potrzeba takiego eskapizmu, jaki oferuje Red, White & Royal Blue i nie chodzi mi tylko o chęć oderwania się od myśli o ogólnoświatowej pandemii. Dużą częścią niedawnej kampanii prezydenckiej była sytuacja osób nieheteronormatywnych w Polsce. Pojawiło się wiele głosów pełnych nienawiści i odrazy dla tej grupy społecznej. Wydanie tej książki może więc nie tylko być wspaniałą ucieczką do świata, w którym jest o wiele lepiej pod względem tolerancji i zwykłej ludzkiej empatii, ale też sposobem na pokazanie, że osoby LGBT+ to ludzie, a nie ideologia. Każde takie dzieło kultury skierowane przeciw odczłowieczaniu tej grupy społecznej jest według mnie cenne.

Przeczytałem ebooka zaraz po jego premierze, a więc w wydaniu drugim poprawionym. Dzięki temu uniknąłem mnóstwa tłumaczeniowych zgrzytów, które pojawiły się w wersji drukowanej. Taki też sposób polecam wszystkim zainteresowanym książką, a przynajmniej do czasu, gdy wydawnictwo zrobi dodruk. Połknąłem wszystko w jeden dzień i była to podróż wspaniała, choć pod koniec nieco przecukrzona. Widoczna była także pewna nierówność – początkowe kilkadziesiąt stron nie zachwyca, jest nieco gorzej napisane, dopiero potem autorka chwyta wiatr w żagle. Nie przestraszcie się schematów fabularnych, miejcie zastrzyk z insuliną pod ręką, a przeżyjecie fantastyczną podróż.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dumnie wspierane przez WordPressa | Motyw: Baskerville 2. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑