Przeczytanie 13 powodów było skutkiem niezdrowej ciekawości. Mój wewnętrzny krytyk-wszystkiego-co-wydrukowane szalał z radości, gdy kilka miesięcy po obejrzeniu nieco dennej serialowej adaptacji (o której też wspomnę) postanowiłem sięgnąć po książkowy pierwowzór. Musiałem częściowo obejść się smakiem, bo zamiast spodziewanej cukrowanej kaszany dostałem książkowego fast fooda ze składników, które wszyscy dobrze znamy. Zachowajmy jednak odpowiednią kolejność.
13 powodów opowiada historię Hanny Baker – dziewczyny, która popełniła samobójstwo uprzednio nagrawszy na taśmach magnetofonowych powody, dla których dokonała tego czynu. Obserwujemy głównie poczynania Claya Jensena, który jako jeden z powodów dostał kopie taśm do przesłuchania. Chłopak rozpoczyna bolesną wędrówkę po miejscach, o których wspomina Hannah w nagraniach.
Powiedzmy sobie jasno – 13 powodów nie jest najbardziej oryginalną opowieścią w nurcie młodzieżowym. Pozycja ta stała się popularna głównie z uwagi na serial wyprodukowany przez Netflixa i kontrowersje, jakie się z nim wiązały. Nie do końca wiem, co miał na myśli autor pisząc tę książkę. W trakcie lektury nasunęło mi się kilka wniosków. Oto one:
- Krytyka młodego pokolenia aż wylewa się z książki. Serio, autor na każdym kroku udowadnia nam, jak bardzo podli i niemoralni są amerykańscy nastolatkowie. I robi to z subtelnością Katarzyny Michalak piszącej, jak bardzo nie obchodzi jej to, że jej książki są uważane za broń masowego rażenia. Wszystkie pozornie pozytywne postacie zostają z czasem zdemoralizowane. Nawet główny bohater, który zdaje się być wzorem cnót wszelakich, zostaje zeźlony z kompletnie bzdurnego powodu.
- Postacie są wycięte z kartonu. Ale jak to? Przecież ich uczucia zostały dokładnie opisane, a charaktery są jasno określone! Owszem, odczuwają emocje i nie są manekinami. Szkoda tylko, że są żywcem skopiowani z amerykańskich filmów i seriali o typowym szkolnym życiu. Mamy więc drużynę pyszałkowatych koszykarzy z ich dziewczynami – cheerleaderkami. Są kujoni i ludzie ukrywający straszne intencje pod uśmiechami rodem z magazynów modowych. Trochę mało oryginalnie, nieprawdaż?
- Autor zdecydował się na taki, a nie inny sposób przedstawienia przemyśleń Hannah, bo chciał być oryginalny i kontrowersyjny. Wyszło tymczasem wtórnie i dennie. Przez nudne monologi dziewczyny akcja ciągnie się jak flaki z olejem. Narracja po prostu jest i nie oferuje niczego specjalnego, co miałoby mnie zaciekawić.
- Książka zdaje się sugerować, że samobójstwo młodej dziewczyny jest spoko jako sposób zmiany świata. Jest to oczywistą nieprawdą – świat można zmieniać na wieloma drogami i mało która z nich jako konieczność zakłada popełnienie samobójstwa.
- Autorze, jeśli chcesz uświadomić światu problem samobójstw wśród młodzieży, wymyśl chociaż racjonalne powody śmierci głównej bohaterki! Wiele z nich jest wzięte kompletnie od czapy. Jay Asher kreuje świat, w którym na każdym kroku czekają niebezpieczeństwa, a bohaterowie nie są nawet na tyle ostrożni, by uważać, gdzie idą!
Wspominałem wcześniej o książkowym fast foodzie. Pod tym pojęciem gromadzę wszystkie lektury, które pod względem ogólnego poziomu pikują ostro w dół. 13 powodów jest idealnym książkowym burgerem. Autor, pomimo tak nisko postawionej poprzeczki, wysmażył bestsellera ze zgniłego mięsa. Już wyjaśniam dlaczego:
Suchą jak wiór bułę reprezentuje sztampowa narracja, w której absolutnie nic nie zachęca do dalszego czytania książki. Akcja polegająca na chodzeniu po mieście nie ma w sobie nic z tego, czym miała być: emocjonalną podróżą ku załamaniu psychicznemu panny Baker. Stereotypowi bohaterowie nie polepszają sytuacji.
Sekcję dodatków otwierają niepotrzebnie skomplikowane i zwyczajnie nieciekawe relacje między bohaterami i koszmarna parodia romansu. Nie mam nic przeciwko pesymistycznej kreacji świata, ale w tym przypadku autor przesadził – wszystko jest tak złe, że aż nierealne.
Przejdźmy do meritum, czyli zgniłego kotleta. Książka przekazuje nieprawdziwe wartości i wyssane z palca prawdy życiowe. Czuć odór zmarnowanego potencjału. Emocje są obecne – można nawet pokusić się o stwierdzenie, że wywołują wzruszenie u czytelnika. Ten jeden promyczek nadziei każe mi sądzić, że pod tą historią miało się kryć coś o wiele lepszego, niż powstało.
Serial próbuje pokazać historię z książkowego pierwowzoru w bardziej dynamiczny sposób. I muszę z bólem przyznać, że tym razem adaptacja jest o wiele lepsza od książki. Bohaterowie są bardziej autentyczni, a finałowe odcinki to prawdziwe emocjonalne bomby.
Pomimo najszczerszych chęci, trudno było znaleźć pozytywne strony 13 powodów. Nie przesadzam, niemal wszystkie cechy, za jakie cenię powieści młodzieżowe, zostały tu wypaczone lub w ogóle ich nie ma. Wartka akcja została zastąpiona nudnym snuciem się po mieście. Ciekawie rozpisane główne postacie i relacje między nimi? Nope. Może chociaż jakiś znośny romans? Nie zgadniecie: nie ma takowego. Wewnętrzny krytyk-wszystkiego-co-wydrukowane dusi się ze śmiechu. Dobrze, że chociaż są obecne jakieś emocje, nawet jeśli są tanimi wyciskaczami łez.