Sierpień był dla odmiany niezwykle płodnym miesiącem pod względem przeczytanych przeze mnie książek. Mimo letnich upałów przebiłem się przez pokaźny stos literatury, a także udało mi się skończyć wyzwanie czytelnicze na Goodreads (przeczytać 60 książek w ciągu roku). Tak, wiem, nie chodzi o ilość, ale o jakość. Starałem się wybierać książki, które będą zgodne z moim gustem czytelniczym, jednak nie zawsze się to udawało (jak to miało miejsce przy 13 powodach i Młodym świecie). Większość pozycji, jeśli nie wszystkie, czytałem po raz pierwszy (kiedyś byłem bardzo biernym czytelnikiem i potrafiłem w kółko czytać to samo).
Przeczytane:
- A. Schopenhauer, Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów
- B. Sanderson, Studnia wstąpienia
- B. Sanderson, Bohater wieków
- W. Golding, Władca much
- U. Le Guin, Grobowce Atuanu
- H. Harrison, I ty możesz zostać Stalowym Szczurem
- J. Łańcucka, Stara Słaboniowa i spiekładuchy
- N. Gaiman, Gwiezdny pył
- J. Grzędowicz, Pan Lodowego Ogrodu. Tom 1
- P. K. Dick, R. Nelson, Inwazja z Ganimedesa
- H. Howey, Silos
- H. Lee, Zabić drozda
Zadziwiające jest, jak wiele z pozamerytorycznych sposobów argumentacji opisanych przez Schopenhauera w jego rozprawce Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów stosujemy na co dzień. Jednym z najpopularniejszych, używanym zarówno w mediach, jak i codziennym życiu, jest argument ad personam (łac. wymierzony w osobę) – bezlitosne i bezczelne odwołanie się do faktycznych i rzekomych cech dyskutanta z całkowitym pominięciem istoty dyskusji. Znany z memów filozof-nihilista w swojej pracy opisuje jak strzec się przed pozamerytorycznymi argumentami w dyskusji i poradzić sobie z nieuczciwym adwersarzem.
Studnia wstąpienia pod wieloma względami okazała się mierną i nierówną kontynuacją Z mgły zrodzonego. Dalszy ciąg historii Vin i jej gromadki złoczyńców różnego rodzaju cierpiał na chorobę nieudanych kontynuacji: był niemiłosiernie rozwleczonym pomostem między pierwszą a trzecią częścią. Wątek oblężonego Luthadel ciągnął się przez całą powieść i tylko ostatnie 100 stron – jakże typowe dla Sandersona przyspieszenie akcji pod koniec książki, ratowało Studnię wstąpienia i nadawało całości o wiele ciekawszy wyraz niż nudne pierwsze kilkaset stron. Motywacje Ostatniego Imperatora zostały wyjaśnione, a postać Sazeda dalece rozwinięta.
Bohater wieków znakomicie dryfował na górnej granicy przeciętności. Jeśli chodzi o tempo akcji, jest już o wiele lepiej niż w drugiej części. Historia nadal utrzymuje znamiona epickości i choć walka bohaterów z odwiecznym złem jest kalką kalk podobnych starć z innych książek, całość obserwuje się z zapartym tchem. Nie spodobało mi się to, co autor zrobił z Elendem – jego przemiana jest wysoce nieprawdopodobna i zwyczajnie nie pasuje mi do tej postaci. Zwieńczenie trylogii trzymało w napięciu aż do ekscytującego zakończenia. Sanderson wykorzystał ograne motywy walki dobra ze złem i równowagi w świecie. Trylogia Ostatnie Imperium jest warta przeczytania dla fanów pisarza, ale nie dorasta do pięt Archiwum Burzowego Światła.
O Władcy much napisano już wiele. To jedna z tych książek, które szokują i zmieniają sposób patrzenia na niektóre rzeczy. Próby zbudowania zdrowego społeczeństwa przez chłopców uwięzionych na wyspie przerażały i pokazywały, co jest w stanie zrobić człowiek, by sięgnąć po władze.
Grobowce Atuanu to moje pierwsze spotkanie z twórczością Ursuli Le Guin (nie licząc opowiadania Milczenie Asonu). Już od pierwszych stron autorka zachwyca językiem i umiejętnie zbudowanym światem. Rzadko brakuje mi słów, by nazwać uczucia, jakie towarzyszyły mi przy czytaniu. Miałem niesamowite odczucie obcowania z czymś absolutnie epickim, zachwycającym na wielu płaszczyznach – a przecież była to w gruncie rzeczy bardzo prosta historia. Podczas lektury czułem się, jak podczas pierwszego oglądania Conana Barbarzyńcy kilkanaście lat temu. Fascynacja surowością i prostotą przedstawionego świata mieszała się z nostalgią spowodowaną historiami snutymi przez bohaterów. Niesamowity klimat i język, jakim Le Guin tkała swoją opowieść na długo pozostaną w mojej pamięci.
I ty możesz zostać Stalowym Szczurem to lekka i przyjemna gra paragrafowa utrzymana w konwencji science-fiction. Gracz ma za zadanie uprowadzić z więziennej planety Skraldespand profesora Geisterkranka. Podczas gry czytelnik mierzy się z rozmaitymi zadaniami. Przejście przez labirynt, śpiewanie w duecie z kilkunastotonową świnią, czy występ na arenie to tylko kilka z nich. Poziom absurdu i specyficznego, miejscami bardzo dziwnego humoru sięga zenitu. Minusem książki jest to, że czasami paragrafy nie zawsze się ze sobą łączą w ciągu przyczynowo-skutkowym, co zaburza nieco przyjemność z lektury.
Stara Słaboniowa… to pełna słowiańskiego ducha książka (a właściwie zbiór opowiadań) o pewnej bardzo wiekowej staruszce, która ratuje mieszkańców wsi Capówki przed nawiedzającymi ich stworami. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że to kolejna opowieść o bohaterze walczącym z potworami, jednak tytułowa Słaboniowa wymyka się wszelkim schematom narzucanym przez tego typu powieści. Nie jest bohaterskim wojownikiem wymachującym mieczem w obronie niewinnych. To w gruncie rzeczy tylko słaba staruszka uginająca się pod ciężarem wspomnień. Książka nie jest bezrefleksyjną opowiastką o hardej babce, która potwory wybijała – to pełna chłodu i zabobonów historia o kruchości ludzkiego życia, mentalności mieszkańców wsi i przemijaniu.
Nie do końca wiem co sądzić o Gwiezdnym pyle – wynudziłem się niemiłosiernie, ale z drugiej strony ubawił mnie pełen humoru i nieźle ukrytej ironii język Gaimana. Baśniowa otoczka skutecznie odebrała książce wszelkie napięcie związane z poczynaniami bohaterów. Nie miałem wątpliwości, że w jakich kłopotach by się nie znaleźli, wyjdą z nich cało. Zakończenie od połowy było oczywiste – wystarczyło z uwagą śledzić narrację. Gwiezdny pył pozostawił mnie z mieszanymi uczuciami.
Pan Lodowego Ogrodu opowiada dwie osobne historie: przybyłego na planetę Midgaard w celu odszukania zaginionej ekipy naukowców Vuko Drakkainena oraz członka dynastii Tandżeruk – Filara, szkolącego się na przyszłego cesarza. Przez chaos fabularny i nudnego głównego bohatera postanowiłem traktować tę książkę wyłącznie rozrywkowo i opłaciło mi się to, bo świetnie się przy niej bawiłem. Wielkie wrażenie wywarł na mnie rozdział Odwrócony Żuraw, opisujący wychowanie i szkolenie synów cesarza Tygrysiego Tronu. Był to jeden z niewielu momentów w książce, który mnie zachwycił. Mógłby on funkcjonować jako osobne opowiadanie o niebezpieczeństwach i odpowiedzialności związanych z dzierżeniem władzy nad rzeszami ludzi.
Inwazja z Ganimedesa była wspaniałą opowieścią, stawiającą dużo pytań, ale dającą mało odpowiedzi. Zakończenie pozostawiło mnie z niedosytem. Książka zmusza do myślenia nad pojęciem eskapizmu, wewnętrznym ja człowieka i ludzkością jako wspólnotą. Więcej o tej pozycji możecie przeczytać w recenzji.
Nie rozumiem wielkiego hype’u roztoczonego nad Silosem. Sam pomysł na fabułę nie jest najbardziej oryginalny, bohaterowie są nakreśleni bardzo grubymi krechami, a ich przygody każdy z nas widział już w innych książkach. Silos to książka czerpiąca z wielu już wyeksploatowanych motywów (apokalipsa, zastraszone społeczeństwo kastowe, osoba o odmiennych poglądach będąca zarzewiem buntu), sama nie oferująca czytelnikowi zbyt wiele. Przyjemne czytadło, które czyta się szybko, ale po lekturze w głowie nie zostaje absolutnie nic.
Po Zabić drozda spodziewałem się mrocznej, przesiąkniętej rasizmem i ludzkim cierpieniem historii. Dostałem coś innego: wspaniałą opowieść o potrzebie tolerancji, obronie własnych poglądów i empatii. Wydawać by się mogło, że wątek rasizmu (procesu czarnoskórego chłopaka oskarżonego o gwałt na białej kobiecie) będzie dominującym, jednak obok niego istotnymi elementami fabuły są także życie małego miasta, obserwacja i analiza jego mieszkańców oraz ciekawość dzieci względem ich sąsiada, który, zamknięty w domu przez psychopatycznego ojca, urasta w ich oczach do roli potwora. Obserwowanie poczynań mieszkańców oczami małej dziewczynki jest niezwykle fascynującym procesem. Nie rozumie ona do końca ograniczeń narzucanych na nią przez społeczeństwo i pojęcia rasizmu; postrzega wszystko ze swojego, dziecięcego punktu widzenia. Bardzo polubiłem postać jej ojca – Atticus Finch to wzorcowy adwokat i ojciec, broniący swoich wartości za wszelką cenę i starający się połączyć pracę z wychowaniem dzieci. Zabić drozda to wspaniała analiza amerykańskiej prowincji lat 30., wciągająca opowieść o dorastaniu, tolerancji i bronieniu własnych wartości.
A co ciekawego Wy przeczytaliście w sierpniu? Podzielcie się swoimi czytelniczymi podbojami w komentarzach!
Dodaj komentarz